Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzucił się do wody, porwał cię i wyniósł na brzeg. Powinniśmy mu być wdzięczni za to, mój stary, bo bez niego, sam to przyznasz, jabym była pozostała wdową a tybyś już nie żył na świecie.

XXXIII.

— Zapewne — odpowiedział Mało Guern — żeśmy winni wdzięczność temu zacnemu człowiekowi i nie życzyłbym sobie niczego bardziej, jak abym za jego zdrowie mógł w kościele świeczkę zapalić. Tak, niech mnie dyabli porwą, chętniebym mu nawet ustąpił połowy z nagrody stu franków, gdybym mógł był dostać w ręce tego przeklętego zbiega... lecz nie mieliśmy dziś szczęścia.
— Ten człowiek może nie potrzebuje pieniędzy — zauważyła Maryca.
— Dlaczegożby ich nie potrzebował! Jaka ty głupia! Pieniędzy zawsze potrzeba, a potem czy możesz myśleć, aby bogacz w nocy tłukł się po polu samotny i narażał własną skórę aby mnie ocalić. Ho, ho! To nie bywa na świecie. Zresztą o cóż tu chodzi? Zostanie on tem, czem jest, a ja mu wdzięcznym być powinien, jak tylko mogę.
Mało Guern pochylił się nad Vaubaronem i pochwycił jego rękę.
Ta zimna, bezwładna ręka nie odwzajemniła uścisku, a gdy ją opuścił, padła na murawę jak ramię trupa.
— Do pioruna! — krzyknął Guern przestraszony — czy wiesz kobieto, że ten człowiek prawdopodobnie już nie żyje.