Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Brr, jakie tu przeklęte zimno .Do dyabła, gdzież jestem?
Zaledwie Guern te słowa wymówił, Vaubaron, który ten dowód skuteczności swoich usiłowań tylko czekać się zdawał, runął zemdlony na ziemię. Zmęczenie, ból i troska pozbawiły go przytomności.
— Co to jest? Krzyknęła Maryca. — Teraz znowu przyszła kolej na tego! Matko najświętsza, ulituj się! Boże, cóż się ma stać z nami?
Tymczasem Guern już zupełnie przyszedł do siebie i starał się uporządkować myśli i przypomnieć sobie wszystko, co dotąd zaszło. Pomogła mu w tem żona odpowiadając na zadane pytania. Potem Guern zrozumiał już dobrze, że został ocalony, lecz jakim to się sposobem stało, jeszcze wcale nie wiedział.
— Kobieto, czyś to ty mnie z wody wyciągnęła?
— Ach Boże! ja nie, bo jakżebym była w stanie to uskutecznić?
— Któż zatem dobył mnie z wody?
— Oto ten!
— Czy to jest ktoś z naszych?
— Nie wiem tego. Ten biedny, dzielny człowiek padł zemdlony na ziemie i potrzebowałbyś tylko rękę wyciągnąć, aby go zabić.
— Któż on jest?
— Alboż ja wiem.
— Gdzież był?
— Był po drugiej stronie rzeki i ja go tu przywołałam wzywając pomocy. Przybył na moje wołanie, gdy nikogo koło nas nie było, bez namysłu