Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

byłby niechybnie zginął, gdyby mu wczesna pomoc nie była przybyła.
Vaubaron znużony walką, którą właśnie stoczył, oddalał się, gdy w tem posłyszał okrzyk trwogi, jaki wydał był tonący Guern. Zrozumiał natychmiast, o co chodziło i w pierwszej chwili okrzyk ten napoił go prawie radością.
— Nieszczęście, które mi ten nędznik przygotował, rychło zwali się na niego samego — pomyślał — i pomści się za mnie! O Boże, jakże jesteś sprawiedliwy! Ten człowiek już mnie więcej ścigać nie będzie.
W najbliższej chwili atoli przestraszył się Vaubaron tych słów sobkostwu tylko właściwych.
— Jak to! — rzekł do samego siebie — ja się ważę wspominać imię Boga w chwili, gdy obok mnie ginie człowiek. Czyż jestem godzien to uczynić, gdy nie pomyślałem o tem, aby mu być z pomocą? To jest mój nieprzyjaciel, lecz cóż to ma do rzeczy? Zawsze jest to mój brat w Chrystusie i powinienem mu dopomódz, jeźli mam mieć prawo do opieki opatrzności Boskiej!
Gdy mu ta myśl w głowie zaświtała, wrócił się i zdążył do rzeki Penfeld o wiele szybciej, niż się przedtem był oddalił. Maryca spostrzegła zarys człowieka, którego w ciemności na brzegu rzeki stojącego ujrzała. Nie myśląc wcale o tem, że to mógł być nie kto inny jeno zbieg prześladowany, poczęła wołać błagalnym głosem:
— Na Boga! to mój mąż tonie. Mego męża woda uniosła. Kimkolwiek jesteś człowiecze, ratuj