Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żyć do brzegu. Te daremne usiłowania trwały czas jakiś, a w końcu potężny bałwan wody porwał i uniósł go z sobą najmniej 20 kroków daleko. Tonący zanurzył się. Oślepiony i prawie zaduszony dobył się przecież jeszcze raz na wierzch wody i począł krzyczeć co mu sił starczyło:
— Na pomoc! Jestem zgubiony! Ratujcie! Na Boga zaklinam was, ratujcie! Jeźliście chrześcijaninem, to dajcie mi pomoc, bo ginę!
Potem poszedł pod wodę.
Skłonność Marycy do męża była wprawdzie tylko zwierzęcą, mimo to przecież przywiązała się doń bardzo, podobnie jak tygrysica przywiązuje się do swego towarzysza. Podobnie jak była przyzwyczajona wieść z Guernem żywot nędzny, tak teraz na myśl, że go może utracić, przestraszyła się okropnie. Biegała jak zmysłów pozbawiona po brzegu rzeki Penfeld z rozczochranemi włosami, dzikie wydając wycie i powtarzała nie myśląc, to modlitwy, to przekleństwa.
— Miej odwagę stary! — krzyczała raz za razem — trzymaj się na wierzchu, ja cię nie opuszczę... ja jestem tu! Miej tylko odwagę, a wydobędziesz się z wody!
W istocie ta nieszczęśliwa istota nie zrobiła nic, aby męża ocalić. Nie umiała ona pływać taksamo jak jej mąż, nie myślała o niczem, a nawet nie przyszło jej na myśl, aby podać bodaj jaką gałąź tonącemu. Nie myślała o niczem, zapomniała nawet o samej sobie, tak bardzo przelękła się. Widziała tylko, jak fale unosiły ciało jej męża. Człowiek ten