Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z topieli, prąd wody porywał go na nowo i unosił z sobą. W końcu po nieskończonych trudach odzyskał przecież grunt pod nogami. Vaubaron pochwycił gałąź obalonej wierzby. Trzymając się z całą siłą pochwyconej gałęzi dostał się nareszcie na łąkę, którą Penfeld na dwie dzielił połowy.
Wydostawszy się z groźnego niebezpieczeństwa, Vaubaron zdołał zaledwie kilka kroków naprzód postąpić. Nieszczęśliwy dostał zawrotu głowy, padł na ziemię leżał bezprzytomnie prawie, słysząc zaledwie szczekanie psa, lecz nie inaczej, tylko tak, jakby to nie było na jawie, lecz we śnie.
Guern i Maryca zbliżyli się tymczasem do szczytu pagórka i poczęli spuszczać się po spadzistości z wszelką ostrożnością. W tem Smok zaprzestał szukania, stanął, począł się rwać z łańcucha dając najdziksze oznaki niepohamowanej żądzy i niecierpliwości.
Ztąd nabył Guern głębokiego przekonania, że pies zbiega zoczył.
W końcu małżonkowie zbliżyli się do rzeki i byli w tej chwili od upatrzonej zdobyczy nie więcej oddaleni jak na trzydzieści kroków.
Pies począł szczekać tak głośno, że echo całej doliny mu odpowiadało. Guern czynił daremne usiłowania, aby go uspokoić i milczenie nakazać. Ani groźby, ani proźby nie pomogły wcale. Szczekanie psa i rwanie się stawało się coraz bardziej gwałtowniejszem.
— Do dyabła! — krzyknął małżonek — to przeklęte zwierzę porwie mnie jeszcze do rzeki.