Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mności nocnej. Myśl, że to zwierzę ciało jego zębami targać będzie, przydała mu szybkości, z której korzystał pomimo ostatecznego wytężenia zużytych sił.
Vaubaron biegł do góry, nie bacząc wcale na to, że ciernie suknie jego w kawałki darły, biegł bez uwagi na to, że może upaść i potłuc się na kamieniach, że wreszcie może runąć w przepaść i zabić się.
To wszystko atoli, czego słusznie mógł się obawiać, nie nastąpiło wcale. Vaubaron zdążył na dolinę i zbliżył się do rzeczki Penfeld.
Przybywszy tu zatrzymał się, ale tylko tak długo, aby tchu zaczerpnąć i siły odzyskać, bo jakkolwiek głębokość rzeki wcale mu nie była znana, tak przecież nie namyślał się ani chwili i rzucił się odważnie w nurty szumiącej wody, chcąc tym sposobem psa omylić.
Z początku szło wszystko dobrze, bo woda była tylko po pas głęboką, lecz dalej rzecz się miała inaczej. Woda była coraz głębsza, w końcu bardzo głęboka i tak rwąca, że tylko z trudnością mógł się gwałtownemu prądowi wezbranej rzeki oprzeć.
Mimo tego Vaubaron zdążał do brzegu.
Nagle stracił grunt pod nogami i porwany prądem wody zniknął pod powierzchnią. Na szczęście mechanik był doskonałym pływaczem i za kilka chwil walcząc z falami na wierzch się wydostał. Długą i przykrą była walka z bałwanami szalonej wody i już powątpiewał, czyli zdoła zdążyć do przeciwnego brzegu. Ilekroć wydobył się szczęśliwie