Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiem o co, że tak jest.
— Spiesz się, bo cię wyprzedzi, umknie i sto franków dyabli wzięli.
— Bądź o to spokojna. Ktoby chciał umknąć przedemną i Smokiem musiałby mieć dyabla w sobie. Czy jest jeszcze wódka w domu?
— Jest jeszcze pół flaszki.
— No, to dobrze. Jutro będzie nie flaszka, ale cala beczka. Czy słyszysz babo? Jutro będzie cała beczka i wystarczy przynajmniej na miesiąc, abyśmy się codziennie popili.
Zachwycona tą uwagą przemówiła kobieta:
— Ruszaj wiec na polowanie! Ja także z tobą pójdę.
Rzekłszy to narzuciła na ramiona grubą guńkę i uzbroiła się w duży nóż. Mąż tymczasem zdjął ze ściany staroświecki karabin.
Maló i Maryca wyszli z chaty. Mąż odwiązał psa, a chwyciwszy lewą ręką za łańcuch poprowadził Smoka ze sobą.
Zaledwie pies uzyskał tę skąpą wolność, począł skakać jak szalony, tak że go pan z trudnością tylko mógł powstrzymać. Jedno mierzenie kolbą było wystarczające, aby przypomnieć psu jego obowiązek i do spokojniejszego zachowania się zmusić. Pogoń opuściła zagrodę, zostawiając furtkę otwartą.
— Szukaj, poszukaj! zachęcał Guern brytana.
Pies zawył z radości i poprowadził swego pana natychmiast na ślad zbiega.
Vaubaron uchodząc często zmieniał kierunek drogi,