Guern nie inaczej sądził, jak że zbieg dostał się szczęśliwie na morze lub jaką inną bezpieczną drogę ucieczki znalazł. Maló Guern stracił tą razą wszelką nadzieję i czekał innego szczęśliwego zdarzenia.
Onej burzliwej nocy, o jakiej wyżej mowa była, Maló i Maryca podczas bicia gromów i świecenia błyskawic długo bardzo wcale usnąć nie mogli. W końcu sen ich zmorzył i zasnęli. Brytan tymczasem począł warczeć i wietrzyć w górę podniesionym nosem dając wszelkie oznaki wzruszenia i niepokoju.
Maryca najpierw się obudziła i szturknęła męża kułakiem. Maló obudził się w jak najgorszeni usposobieniu i krzyknął:
— Czego chcesz do stu dyabłów?
— Bądź cicho i słuchaj.
— Cóż tam takiego?
— Pies!
— Pies szczeka, jak mi się zdaje.
— Nie, nie szczeka ale warczy.
— Co mówisz?
— Posłuchaj! Guern był posłuszny, podniósł się na łożu i słuchał z uwagą.
— Czy słyszysz? — rzekła po kilku sekundach Maryca — czy mam słuszność?
— Tak jest. Smok niepokoi się i szuka wiatru.
— To coś znaczy.
— Niezawodnie. To bydle ma rozum.
— Może to zbieg zbliżył się, którego szukają.
— Być może. Ej! byłby to połów nielada.
— Więc wstawaj! Ja także zrobię to samo.
Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/184
Ta strona została skorygowana.