Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

legł się głos dzikiego, przerażającego szczekania i wycia. Vaubaron ujrzał że niezwyczajnie wielki pies, na szczęście łańcuchem do budy przywiązany, skakał jak opętany daremne robiąc usiłowania, aby się rzucić na nieznajomego sobie człowieka.
W tej chwili rozwarła się okiennica, którą jedyne okno w tej chwili było zamknięte i jakiś człowiek krzyknął grubym, groźnym głosem:
— Kto tam?
Vaubaron milczał i przystanął nie chcąc się zdradzić szelestem kroków.
— Jeźli tu jest jaki poczciwy człowiek, to radzę mu w jego własnym interesie, aby odpowiedział i dał się widzieć, przeciwnie zaś czeka go śmierć, bo puszczę psa na niego. Zbrodzień, który temi dniami uciekł z Bagno, tuła się w okolicy. Nieszczęście spotka każdego, kto dziś w nocy lasem idzie i nazwiska swego wymienić nie chce.
Zbieg milczał, zboczył z drogi i starał się przejść lasem na drugą stronę. Rychło przebił się lasem na przeciwne zbocze pagórka i dostał się na dolinę, kędy płynął potok Penfeld. Potok ten był zwyczajnie wcale nie głęboki, lecz teraz po nawałnicy zamienił się w straszliwie rwącą rzekę z szumem i hukiem toczącą spienione brudne bałwany.
Opuścimy teraz na chwilę naszego przyjaciela i udamy się napawrót do chaty, gdzie bardzo ważne zaszło zdarzenie.