Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że ci osły upatrzyli sobie mego poczciwego sąsiada i mają nadzieję, że wścibią rękę do kasy oszczędności dobrego ojca Legripa. Na wasz koszt draby uśmieję się do woli, zanim przeminie godzina.
Zamykając potem okienicę, mówił dalej:
— Kraty są grube, mam zatem co najmniej półtory godziny czasu, chociażby byli nie wiem jak biegli w swojem rzemiośle.
W przekonaniu że najmniejszy błysk światła na zewnątrz się nie dostanie i nie zdradzi go, poszedł do komina i zapalił używszy flaszeczki fosforycznej, woskową świecę.
Potem przebrał się w znajomy sposób i przemienił się w ojca Legripa, do czego nie więcej jak dziesięć minut czasu potrzebywał.
Zapaliwszy potem lampę, umbrą przysłoniętą, pocisnął w ścianie ukryty ćwieczek. Drzwiczki się rozwarły i Rodille dostał się tajnym przechodem do sąsiedniego domu, gdzie w sali przyziemnej ukrył się za kotarą na żelaznej kracie zawieszoną.
Szelest pilnika dawał się tu o wiele lepiej słyszeć, zkąd łatwo można było wywnioskować, że złodzieje tu właśnie wtargnąć chcieli.
Na boku starego biórka do pisania, na którym leżała para nabitych pistoletów i waga do mierzenia ciężaru złota, widoczny był miedziany trzonek, który za pośrednictwem żelaznego pręta stał w związku z podłogą drugiej połowy sali, ową żelazną kratą na dwie równe części podzieloną.
Rodille chwycił za trzonek i silnie pociągnął ku sobie. Trzonek posunął się na kilka cali a ra-