Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszą lepszą drogą i rychło znalazł się na otwarłem polu.
Dokąd się miał udać, nie wiedział wcale i szedł na oślep, dokąd oczy niosły, oczekując dnia. Zanim zaświtało, starał się, aby mógł być od Bagno i miasta w jak najwiekszem oddaleniu. Do pospiechu przynaglało go przedewszystkiem to, że z brzaskiem dnia wedle wszelkiego prawdopodobieństwa odkryty będzie sznur, za pomocą którego dostał się po za obręb warowni. Ztąd można było wnosić, że poszukiwania dalsze natychmiast będą na nowo rozpoczęte.
Drogi w okolicy miasta Brest były w ogóle bardzo złe. Po gwałtownej ulewie stan tychże pogorszył się jeszcze bardziej, tak że tylko z trudnością można było naprzód postąpić. W nocy po takiej burzy było przejście prawie niemożliwe, a nawet wielce niebezpieczne, zwłaszcza dla człowieka z okolicą nie obznajomionego i spieszącego na gwałt, aby ujść jak najdalej.
Vaubaron szedł, lecz coraz bardziej kroki jego były powolniejsze, bo wielkie bryły rozmoczonej gliny ciężyły mu na obuwiu jakby były ołowiane. To jeszcze nie było wszystko, bo gdy ochłonął z pierwszej gorączki, poczuł, że go siły opuszczają i jest bliski omdlenia. Już od trzech dni nic wcale nie jadł i przebywał w tym czasie trwogę i niepokój, jakiemu najsilniejsza nawet natura z pewnością uledzby musiała.
Vaubaron był całkiem ubezwładniony. Jak przedtem pragnienie tak teraz głód srodze mu dokuczał. Aby czemkolwiek napełnić żołądek, napił się bru-