Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zmęczenie opanowało go. Już tylko z trudnością, mógł się na sznurze utrzymać, gdy w tem nagle uczuł, że mu pod nogami sznura zabrakło. To go przestraszyło okropnie, bo nie wiedział, ile jeszcze pod nim miejsca pozostaje, które przebyć musiał, aby stanąć na ziemi. Być może, że się znajdywał jeszcze w takiej wysokości, że spuściwszy się na dół narażony był na kalectwo lub nawet utratę życia.
Nieszczęśliwy nie mógł nawet wiedzieć, co znajdzie pod nogami, czy ziemię, czy też może kamienie.
— Boże bądź mi miłościw.
Rzekłszy te słowa Vaubaron opuścił sznur i runął w głąb.
Pierś jego wzdymała się ciężkim oddechem, krew puściła się nosem, w oczach iskry świeciły. Po krótkiej chwilce padł na miękki grunt i zdziwił się nie mało, gdy już po kilku sekundach odzyskał przytomność i siłę. Wstał na nogi. Niezmierna radość opanowała go, bo wiedział teraz, że osięgnął zamierzony cel, że się znajdywał po za obrębem więzienia i miasta, że był wolny. Burza dopomagała mu do wykonania dzieła, a teraz, gdy wszystko ukończył, poczęła ustawać coraz bardziej. Tylko wiatr dął jeszcze z całą siłą i pędził bałwany chmur od strony morza. Niezadługo niebo zaczęło się wypogadzać. Tu i ówdzie świeciły już gwiazdy na pogodnem niebie.
Vaubaron był na wskroś przemoczony i cały błotem zwalany. Nie zwracając na to wiele uwagi oddalił się spiesznie od wału fortecy. Poszedł pier-