Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wiedziony zachowawczym instynktem zrobił nagły ruch, chcąc się ratować przed nieszczęściem, które mu zagrażało, jak myślał.
Zrzuciwszy ze siebie ziemię, którą był przykryty, Vaubaron siadł, a przebudziwszy się z ciężkiego a przykrego snu do reszty, rychło rozpoznał przyczynę, dla której takiemu uległ złudzeniu.
Noc dawno już zapadła była i straszna burza szalała nad miastem. Grzmiało i błyskało się ustawicznie a z nieba spadała tak straszna ulewa, że się zdawało, że woda miasto zatopi. Pierwszą myślą zbiega było rzucić się na kolana i podziękować Bogu za to, że zesłał taką burzę. Nieszczęśliwy nadstawił kapelusz, a uzbierawszy dostateczną ilość deszczówki napił się chciwie.
Zgasiwszy pragnienie, rzekł radośnie:
— Dzięki ci Boże! Teraz jestem mocny i Ty mi pomagasz!
Wybiła godzina dwunasta.
Vaubaron zbliżył się do wału fortyfikacyjnego. Widział, że lampy jak poprzednio gęsto były ustawione, lecz wiatr pogasił wszystkie z wyjątkiem dwu, które się jeszcze paliły. Przy świetle błyskawicy rozpoznał, że na wale nie było żadnych czat, bo wszystkie szukały schronienia w budkach zaniedbując służbę zupełnie. Jeszcze nigdy w Bagno nie było pory tak stosownej do ucieczki jak obecnie. Vaubaron dostał się na wał, który z tej strony bardzo był wysoki. Mechanik upatrzył sobie miejsce, które miedzy dwoma budkami w równej odległości od każdej z nich leżało. W każdym razie