Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

waniem znużone, w baczności mniej będą gorliwe.
Zaledwie Vaubaron nakrył się ziemią i trawą, posłyszał kroki zbliżających się ludzi. Zarazem dolatywały do jego uszu wyraźne słowa.
Biedak począł drzeć na całem ciele, bo łatwo mogło się stać, że miejsce, gdzie leżał, znajdowało się na drodze, kędy patrol przejść będzie musiała.
Niepewność atoli nie trwała długo, bo rychło przekonał się, że patrol zboczył z drogi i oddalił się.
Tak minęła noc i dzień zaświtał.
Artylerzyści wykonali swój obowiązek i rozległ się sygnałowy głos armatni.
Godzina mijała jedna za drugą.
Bohatyr nasz łatwo mógł obliczać czas, bo słyszał bardzo dobrze bijące godziny. Rychło atoli strętwiał jakby paraliżem był rażony. Czuł, że cierpi, lecz nie wiedział przyczyny. Zdawało mu się, że już jest bliskim śmierci. W tem poruszył się nagle podobnie umierającemu, który walczy ze śmiercią.
Uległ jakiemuś nagłemu obłędowi, który z każdą chwilą coraz bardziej do rzeczywistości stawał się podobnym.
Zdawało mu się, że go schwytano, za karę na rękach i nogach związano, że go potem wsadzono do czółna i pchnięto na niezmierny ocean w nocy, podczas najstraszliwszej burzy.
Burza szalała, wichry wyły, gromy uderzały z wściekłością.
Słabe czółno igrało po wzdętych falach jak łupina z orzecha. Woda zalewała je... chwilka jeszcze a nieszczęśliwy zatonie.