Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Czas mijał. Vaubaron nie wiedział co może począć z sobą, a tu z drugiej strony wiedział dobrze, że z brzaskiem dnia przyjdą artylerzyści aby dać sygnał armatni.
Wszystko to rozważył dobrze, a nie znalazłszy żadnego środka ratunku, wzniósł oczy ku niebu i zdawał się błagać litości i miłosierdzia Bożego.
— Boże wszechmocny! — westchnął nieszczęśliwy — ocal mnie lub zabij!
W tej chwili przyszła mu myśl do głowy i zdawało się, jakoby go niebo natchnęło.
Vaubaron ukląkł, dobył noża, skosił nim trawę i począł kopać dół około dwu stóp szeroki a na sześć długi. Gdy dół do grobu podobny dość już był głęboki, położył się w nim na kształt umarłego i nakrył się trawą i ziemią zostawiając li tylko dwa małe otwory do oddychania.
Skazawszy się na pogrzebanie żywcem, nie mógł się wcale poruszać. Pragnienie go paliło, a wilgotna, chłodna ziemia sprawiła, że skostniał prawie. Pomimo tego nieszczęśliwy marzył o odzyskaniu wolności. Tak nadzieja zawsze podtrzymuje człowieka na duchu.
Na cóż liczył Vaubaron? Czegóż się mógł po tylu zawodach i rozczarowaniach spodziewać? Liczył on na to, że komisarz po upływie dwu dni i dwu nocach nabędzie przekonania, że zbieg prawdziwie jakimś cudownym sposobem umknął szczęśliwie i że dalsze poszukiwania nie mogą mieć celu. Mechanik spodziewał się, że potem środki ostrożności mniej będą surowe i że straże ciągiem czu-