Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zaraz po oddaleniu się komisarza z ludźmi, Vaubaron leżąc na belku, usnął snem głębokim, lecz tak było w istocie i dziwić to nie powinno gdy zważymy, że zbieg okrutnie był zmęczony. Przyroda upomniała się o swoje prawa. Vaubaron tak był znękany i znużony, iżby mógł spać przy odgłosie wrzawy na polu bitwy.
Mijały godziny a mechanik spał jak zabity. W tem nagły huk wstrząsnął całym budynkiem i zbudził śpiącego. To strzał armatni zwiastował więźniom, że czas jest aby wstawali.
Po krótkiej chwili rozległ się drugi strzał i udzielił okolicy ponurej nowości, że z murów więziennych zbiegł zbrodzień.
Vaubaron uśmiechnął się smutnie i rzekł do samego, siebie:
— W tej zatem chwili nałożono cenę na moję głowę i ludzie jak psy rozprószą się po okolicy, aby mnie szukać. Przynajmniej dziś te wyżły w ludzkiej postaci daremnie będą polować. Na strychu była noc, chociaż słońce zeszło. Do dalszej ucieczki nie była teraz pora. Zresztą Vaubaron czul się w dotychczasowem swem ukryciu zupełnie bezpiecznym. Będąc oprócz tego jeszcze zawsze znużonym i bezsilnym, postanowił użyć dalszego spoczynku. Wyciągnąwszy się przeto na belku zapadł ponownie w głęboki sen. Gdy się obudził, już było południe.
Wnętrze strychu dziwnie oświecone było światłem, które przez szczeliny w dachu zaglądało. Zbieg uczuł się znacnie pokrzepionym na siłach.
Jakkolwiek dłużej doby nic nie miał w ustach,