Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kasarni ukryć się nie mógł, mimo tego atoli komisarz, pedant, jakich mało, postanowił przetrząść całą kasarnię bardziej dla tego, aby sobie niczego nie wyrzucał niż w nadziei, że te jego poszukiwania pożądany skutek odniosą.
Vaubarona opanowała ponownie trwoga. Niepokojąc się, pytał samego siebie:
— Cóż się teraz stanie? Co nastąpi?
Nie długo był w niepewności. Zatrzęsły się wschody pod nogami zbliżającego się tłumu ludzi. Rychło potem drzwi się rozwarły i blask światła rozświecił ciemności. Przestraszone szczury poczęły gromadnie zmykać, robiąc kurz nie mały. Komisarz, strażnicy więzienni, żołnierze chodzili po całym strychu, zazierali w kąty, patrzyli w górę, lecz nic podejrzanego nie spostrzegli.
— Oni posłyszą bicie mego serca — pomyślał Vaubaron.
Była chwila, w której cień człowieka na belku leżącego najwyraźniej na murze był widoczny, lecz dziwnym sposobem nikt na to uwagi nie zwrócił. Po kilku minutach, które dla mechanika wiecznością prawie były, szukanie po strychu koniec wzięło.
— Jest rzeczą pewną — rzekł komisarz — że zbieg w kasarni ukryć się nie mógł, lecz słowo daję, że daleko nie uciekł. Wydałem najsurowsze rozkazy i jestem pewny, że zanim dzień jutrzejszy minie, sprowadzą go napo wrót do Bagno.
Wszyscy towarzyszący mu ludzie podzielali to zdanie.
Nie uwierzą czytelnicy, gdy im powiemy, że