Tu namacał przypadkowo blaszaną rynew, która do muru żelaznemi hakami była przymocowana. Po tej rynwie było prawie niepodobieństwem wyleźć do góry, bo nie można jej było należycie objąć rękami i nogami, a żelazne haki nie były również dostateczną podporą dla nóg wspinającego się człowieka. Mimo to przecież mechanik nie namyślał się ani chwili i pociął włazić po rynwie do góry.
Jakkolwiek ten sposób ucieczki wyda się prawie niepodobnym do prawdy, tak przecież upewnić musimy, że to wszystko działo się w istocie. Ciekawych odsełamy pod tym względem do pisma pana Alhoy’s p. t. „Bagno“, strona 125 i 126.
Czepiając się rękami i nogami lazł Vaubaron do góry. Tymczasem pogadanka komisarza z szyldwachem jeszcze się nie skończyła, bo żołnierz odwoływał się na komendanta, bez którego pozwolenia nie mógł bramy w żaden sposób otworzyć.
Oficer przybył i rzekł do komisarza z uśmiechem, że zbieg musiałby mieć chyba skrzydła, gdyby się mógł tu dostać, zresztą zgadzał się na przeszukanie i kazał bramę otworzyć.
Przedsięwzięcie Vaubarona było nader niebezpieczne. Gdyby go siła opuściła, musiał oczywiście runąć z wysokości na ziemię i rozbić się na bruku. Wiedział o tem dobrze i myślał:
— Spadnę i umrę!
Pomimo tak czarnej myśli ręce jego nie puściły i właził coraz wyżej. W tej chwili otworzyła