Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pętani po salach i zalegli wszystkie korytarze i wschody. We wszystkich oknach były światła i należało się spodziewać, że lada chwila minie, a żołnierze wejdą na dziedziniec, gdzie się zbieg znajdywał.
Gdyby Vaubaron w tej chwili nie miał w pamięci swej córki, niezawodnie targnąłby się na własne życie, poczemby prześladowcy nie zbiega pochwycić, lecz tylko trupa wynieść mogli. Nie uczynił przecież tego, lecz pomyślał:
— Ha! próbujmy wszystkiego, bo na śmierć jeszcze zawsze dosyć czasu się znajdzie.
Vaubaron podobny był teraz do tonącego, który jak mówi przysłowie, brzytwy się chwyta. Przebiegł przez podwórze i zbliżył się do kasarni myśląc:
— Może znajdę jakie drzwi otwarte lub okno i uda mi się wleźć do środka.
Daremna nadzieja! Wszystkie drzwi były jak najmocniej zaryglowane a w oknach były żelazne kraty nie gorsze od tych, któremi okna w Bagno były ubezpieczone.
Na dobitek prześladowcy zbiega zbliżyli się teraz do bramy podwórca kasarniowego i światło oblało niemal cały dziedziniec. Komisarz więzienny podszedł teraz z czterema ludźmi lampy niosącymi do samej bramy i rozpoczął pogadankę z żołnierzem, który tam stał na warcie, żądając, aby bramę bezzwłocznie otworzono. Rozmowa ta nie mogła trwać długo i Vaubaron czuł, że ostatnia zbliża się dlań straszna godzina.
Mechanik wlazł w kąt aby nie był widziany.