Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tomniał, teraz uwierzył w dobry koniec przedsięwziętej ucieczki, gdy mu los a raczej opatrzność tak widocznie sprzyjała.
Vaubaron nie tracił teraz czasu, lecz starał się przejść na drugą stronę bramy i spuścić się na ziemię.
Zanim to uskutecznił, wstrzymał się i słuchał. Kroki przechadzającego się żołnierza coraz bardziej przycichały a w końcu nic słychać nie było. Vaubaron myślał, że poczciwy Dagobert wszedł do strażniczej budki, aby się schronić przed dojmującym wiatrem, który od strony morza właśnie podmuchiwać zaczął.
Co mechanik myślał, spełniło się. Dagobert wszedł do budki, zdjął i oparł karabin o ścianę a potem wziął się do nakładania fajki. Uskuteczniwszy to, dobył flaszeczki, aby fajkę zaćmić. Podczas tej czynności którą skrócał czas stania na warcie, nucił jakąś piosnkę ludową. Rychło zaświecił niebieski płomyczek lecz zgasł prędko, bo Dagobert stał obrócony ku stronie morza zkąd właśnie wiatr pociągał. Zapałek zgasł, zanim go mógł zbliżyć do fajki.
Dagobert zaklął siarczyście i rozpoczął próbę z drugim zapałkiem, który podobnie pierwszemu błysnął i zgasł.
— Niech cię piorun trzaśnie! — rzekł tak głośno, że Vaubaron słyszał słowa doskonale — a to osioł ze mnie.
Rzekłszy to obrócił się na lewo w tył, plecyma do morza a frontem do bramy. Po raz trzeci zaświecił niebieski płomyk, który zasłonił obydwoma