Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A propos! Kto mi z was pożyczy nieco tytoniu? Zapomniałem kapczuk na strażnicy.
— Zapomniałeś kapczuk! Hm! — rzekł sierżant. Urwisz z ciebie nie lada. No, na masz trochę tytoniu, ale mi go jutro oddać musisz.
— Oddam, oddam, rozumie się... dziękuję.
Vaubaron słyszał dobrze, co było mówione, jak gdyby w pośrodku żołnierzy znajdywał się. Słyszał słowa, ale ich nie rozumiał, bo zajęła go jedynie myśl:
— Czy może być, aby ci ludzie mnie nie spostrzegli?
Tymczasem sierżant zakomenderował:
— Do szeregu! W prawo zwrot! Naprzód marsz!
Oddział żołnierzy dość niezręcznie wykonał ruch polecony. Ten, co niósł latarkę obrócił się tyłem do bramy a potem wszyscy oddalili się nie spostrzegłszy nic podejrzanego i rychło zgubili się w ciemnościach nocy.
Mechanik ujrzał się zbawionym. Uszedłszy cudownym prawie sposobem groźnego niebezpieczeństwa, gdy go ponownie ciemności objęły, myślał nie inaczej, jak że miał tylko przykry sen, z którego się obudził znużony i potem oblany.
Lecz nie! To wszystko było rzeczywistą prawdą. Chłodny wietrzyk muskał jego oblicze, ręce jego trzymały się kurczowo prętów żelaznych i słyszał wyraźnie mierzone kroki na straży stojącego żołnierza.
Skoro tylko nabył pewności, że mu się nic śniło, lecz że to wszystko było na jawie, oprzy-