Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mi żelaznemi kolcami osadzona, a na szczycie sterczały spiczaste, długie ostrza do bagnetów podobne.
Najmniejsza nieostrożność, stracenie równowagi narażało niebacznego na to, że przeszyty ostrzami życiem nieostrożność przepłacić musiał.
Gdy przelezienie przez bramę już za dnia było niebezpieczne, to w nocy i po ciemku podobne usiłowanie było o wiele jeszcze groźniejsze.
Zbieg nasz atoli mało zważał na niebezpieczeństwo, lekceważąc je niemal. Chwycił się czemprędzej grubych, żelaznych drążków i w kilku minutach wdrapał się szczęśliwie do trzech czwartych wysokości.
Mechanik był już prawie pewny, że za chwilę znajdzie się na szczycie bramy, gdy nagle tak silnie w głowę się uderzył, że prawie zmysły utracił. Uderzenie to pochodziło ztąd, że prócz ostrych kolców pionowo na bramie sterczących, były jeszcze inne poziomo ułożone, o które teraz głową zawadził. Po chwili przecież przyszedł do siebie i przekonał się o rodzaju przeszkody, co mu się w końcu po kilku daremnych próbach, z wytężeniem wszystkich sił pokonanych, udało, mechanik dostał się na wierzch bramy nie bez uszkodzeń na sukniach i ciele.
Vaubaron tak był zmęczony i zadyszany, że musiał chwilkę odpocząć, aby nowych sił nabyć i tchu zaczerpnąć.
W tem nagle aż strętwiał ze strachu i przerażenia i omal ze szczytu bramy na ziemię nie runął.
W niedalekiem oddaleniu od bramy, od strony portu posłyszał kroki ludzi, którzy ze światłem