Naprzód związał dozorcy ręce w tył. a potem nogi przymocował do łóżka, tak, że było niepodobieństwem, aby związany mógł się poruszyć.
Do tej chwili wszystko szło tak jak sobie tego tylko życzyć można było i nadzieje Vaubarona zdawały się urzeczywistniać.
Rozgorączkowany przystąpił do okna zakratowanego i począł piłować.
W kwadransie stalową płytką tyle przepiłował prętów żelaznych, że się utworzył otwór wcale dostateczny, aby przeleźć można.
Vaubaron wskoczył na okno, przywiązał jeden koniec sznura, który sobie był przygotował, do kraty w oknie, a drugi koniec spuścił na dół. Po kilku sekundach stanął nogani na bruku. Potem zwrócił się na prawo i szedł wzdłuż muru aż do końca budynku.
Stanąwszy na rogu, obrócił się i odmierzył wedle wskazówki galernika dwadzieścia pięć kroków wstecz. Teraz zatrzymał się i począł rękoma macać po ścianie.
Po niedługiej chwili napotkał w murze na dwie okrągłe dziury, wetknął w nie palce i z łatwością odjął kamienną, płytę. Radość Vaubarona była nie do opisania. Gdy odjął kamień, zdawało mu się, że ustąpiły zapory, które go od świata i córki dzieliły. Vaubaron nie inaczej sądził, jak że jest wolny, zbawiony.
Zbieg przetrząsł kryjówkę z gorączkową skwa-