Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jakżebym ja mógł panu sen przerywać?
— Przerywałbyś mi go, gdybyś krzyczał i stękał tak, jak to cały dzień czyniłeś.
— Czyż moja wina w tem, że cierpię?
— Nie, to nie jest pańska wina, lecz grzechem jest psuć sobie niepotrzebnie gardło wykrzykami: Ach! O joj!
— Staraj się pan usnąć — mówił dozorca dalej — a przynajmniej zachowuj «się cicho i gryź poduszkę, jeźli cię będzie bolało, byłem cię tylko nie słyszał, bo jestem śpiący i znużony. Czy będziesz się pan cicho sprawował?
— Będę się starał o to — odpowiedział Vaubaron.
— To dobrze, a zresztą może wiesz, że ci jutro nogę odejmą, więc będziesz potrzebywał sił, śpij zatem i staraj się, abyś ich nabył.
Rzekłszy to, dozorca naciągnął szlafmycę na uszy i położył się spać. Za pięć minut chrapał już, a Vaubaron poczytał sobie za obowiązek nie przeszkadzać mu we śnie.
Wierny upomnieniom galernika mechanik czekał, dopóki dwunasta na wieży nie wybiła.
Potem dobył z czapki stalową płytkę a widząc że dozorca spał jak zabity, wziął się do piłowania żelaz.
W kilku minutach uporał się z robotą, czem się niezmiernie ucieszył. Złamanie żelaz było pierwszym szczęśliwym krokiem do odzyskania wolności.
Lampa u stropu zawieszona słabo rozświecała pokój.
Vaubaron zdjął ostrożnie z łóżka dozorcy prze-