Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pochodził od pewnego milionera, najbogatszego klienta chirurga.
Milioner ten miał właśnie zostać ojcem. Żona jego znajdywała się w tej chwili na wsi, trzy mile od miasta odległej i oczekiwała chwili, w której nowego obywatela państwa na świat wydać miała.
— Kochany panie kolego! rzekł chirurg do lekarza — konieczność zmusza mnie do odłożenia zamierzonej amputacyi do jutra rana. Spodziewam się, że pan do tego czasu użyje środków skutecznych ku temu, aby choroba nie rozszerzyła się.
— Idź pan w imię Boże, kochany panie kolego! odpowiedział lekarz. — Ręczę za wszystko. Nie mogę wprawdzie złego usunąć, bo to tylko panu jest dane, lecz przynajmniej powstrzymać je mogę.
Chirurg oddalił się jak najspieszniej. Vaubaron odetchnął głęboko, podobnie na śmierć skazanemu, któremu życie darują.
Mechanik odegrywał swoją rolę przez cały dzień jak najlepiej i jęczał ustawicznie.
Około godziny dziewiątej wieczorem przystąpił dozorca do loża chorego.
— Czy panu jest lepiej?
— Niestety, wcale mi nie jest lepiej, owszem zdaje mi się, że ból wzmaga, się coraz bardziej.
— Albo to prawda! Tak ci się tylko zdaje. Pielęgnowałem cię przez cały dzień, chodziłem koło ciebie, powinieneś mi przeto być wdzięczny i spodziewam się, że mi dziś w nocy nie będziesz snu przerywał.