Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zawołał przeto do pomocy swego kolegę, najbieglejszego chirurga w całem mieście.
Ostatni wypytał mechanika jak najdokładniej:
— Czy nie stłukłeś pan sobie przypadkiem kolana?
— Bynajmniej.
— Nie upadłeś?
— Wcale nie.
— Od ilu dni masz kolano spuchnięte?
— Spuchło mi dopiero tej nocy.
— Czy przedtem żadnych oznak nie było?
— Najmniejszych.
— Więc żadnej zmiany na kolanie nie spostrzegałeś?
— Kolano moje prawe było jeszcze wczoraj zupełnie takie jak lewe.
— Więc wczoraj mogłeś chodzić i nie sprawiało ci to żadnych przykrości?
— Chodziłem bez żadnej przeszkody.
— Czy bolało cię w nocy?
— Wysłowić tego nie mogę.
— Czy także teraz cię boli?
— Okropnie.
Chirurg dotknął się teraz ręką kolana, które było czerwonemi i sinemi plamami pokryte i przedstawiało widok szkaradny.
Vaubaron jęknął a raczej zawył tak mocno, że aż mury się trzęsły, zarazem po dotknięciu począł się wić jak gadzina w ogień rzucona.
Obydwaj koledzy popatrzyli na siebie, pokiwali głowami a potem oddalili się na kilka kroków od chorego.