Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cił obiema rękami.
Towarzysz jego nie skłamał. Kolano spuchło lecz nie bolało wcale. Vaubaron czekał, rychłoli pojawi się dozorca. Posłyszawszy kroki, Vaubaron począł rozpaczliwe jęki wydawać.
— Co tam takiego? Czego krzyczysz. jakby cię żywcem pieczono? zapytał dozorca.
— Cierpię okropnie.
— No to pokaż, co jest tak zatrważającego?
— Ach! cierpię okropnie, powtarzał Vaubaron.
— Cóż ci jest takiego?
— Popatrz pan! odpowiedział mechanik.
Rzekłszy to obnażył prawe kolano.
— Do dyabła! rzekł dozorca. A, to prawdziwie rzecz okropna. Niech mnie piorun trzaśnie, ale pańskie kolano grubsze niż dwudziestoczteryfuntowa kula armatnia!
— Niestety! — rzekł Vaubaron — ból coraz większy, on mnie zabije, umrę z boleści.
— O, o! dlaczego masz zaraz umierać. Nie umierają ludzie dla takiego głupstwa, zresztą każę pana oddać do szpitala.
Za kilka chwil wzięto mechanika na nosze i zaniesiono do jednej ze sal dla chorych przeznaczonej.
Na szczęście sala ta miała tylko cztery łóżka, które były wszystkie próżne z wyjątkiem jednego, które dla strażnika przeznaczone było. Vaubarona rozebrano i położono do łóżka. Potem posłano po służbę mającego lekarza.
Przybyły eskulap nie mógł rozpoznać rodzaju choroby, którą po raz pierwszy w życiu oglądał,