Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kawałka żelaza, a zdziwisz się bardzo.
Vaubaron spróbował. Spostrzegł zaraz, że niepozorna blaszka była w istocie zazębionym kawałkiem stali. Płytka ta doskonale chwytała się żelaza. Po kilku minutach ogniwo bez najmniejszego szelestu było na wskroś przepiłowane. Było jasne jak słońce, że za użyciem tej blaszki można się było z łatwością pozbyć żelaz i z rąk i z nóg.
— Cóż pan na to, czy przystajesz na podane warunki.
— Rzecz już załatwiona — odpowiedział Vaubaron — zgadzam się zupełnie z wnioskiem pana.
— W takim razie włóż pan jeszcze raz rękę w otwór, bo jeszcze coś innego pan dostaniesz.
Tem coś, była mała flaszeczka z ciemnego szkła.
— Co jest w tej flaszeczce? zapytał Vaubaron.
— Kilka kropel wcale nieszkodliwego płynu, który wedle potrzeby mógłbyś śmiało połknąć bez obawy, że umrzesz.
— Cóż mam zrobić z tym płynem?
— Wlejesz go dziś wieczorem na dłoń.
— Cóż potem?
— Natrzesz nim sobie dobrze jedno kolano.
— Cóż się potem stanie?
— Stanie się to, że natarte kolano spuchnie ci na jutro jak konewka i przybierze zatrważającą siną barwę.
— Ale wtenczas nie będę mógł kroku zrobić.
— Na pozór rzeczywiście tak będzie, ale w istocie nie będziesz czuł żadnego bólu i będziesz w