Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

który zatrzymując w sobie oddech czyhał z iskrzącemi się oczyma i zapewnie nie dla żartu ani też przypadkiem rolę szpiega odegrywał.
Gdy Rodille zniknął w domu, człowiek ten nie opuścił wcale swego stanowiska, owszem stał jeszcze całe dwie godziny jak statua nieruchomy na czatach, i opuścił to miejsce dopiero wtenczas, gdy wybiła jedynasta godzina.
Odszedłszy nie udał się do Paryża lecz zwrócił kroki ku Porte Maillot.
Zamknąwszy drzwi ostrożnie, Rodille zaświecił świecę i nie zatrzymując się ani chwili, udał się natychmiast na górę, gdzie wszedł do pokoju i obaczył Blankę jeszcze zawsze w głębokim śnie pogrążoną.
— Dosyć tego — rzekł do samego siebie a potem dobył z kieszeni flaszeczkę z silnie woniejącą cieczą i przytknął małej do noska. Blanka zadrżała a potem wyciągnęła ramiona i otworzywszy oczy długo patrzała zdziwiona.
Nagle z tak ciężkiego snu zbudzone zapomniało dziecię o wszystkiem, co zaszło, nie poznawało nawet miejsca, gdzie się znajdywało, ani człowieka, który stał przed niem i myślało, że to co widziało na jawie, jest tylko dalszym ciągiem rozpoczętego snu.
— Cóż dziecię, czego patrzysz tak zdziwione? Myślałby kto, że mnie po raz pierwszy widzisz.
— Gdzie jestem? — odezwało się dziecię.
— Jak to, pytasz się, gdzie jesteś? Zdaje się jak gdybyś po dwugodzinnym śnie zupełnie pamięć straciła. Czy nie przypominasz sobie, że wyszedłem