Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jakto, panowie mnie aresztujecie? zawołał nasz bohatyr pełen strachu i rozpaczy.
— Nie, nie aresztujemy cię wcale, zaprowadzimy cię tylko do kancelaryi królewskiego prokuratora, z którym możesz sobie pogadać.
— Do sądu, do prokuratora! Dlaczegóż to panowie, dlaczego, powiedzcie mi to na Boga!
— Naprzód dla tej prostej przyczyny, że nie masz wcale żadnego paszportu, co się wszelkiemu prawu sprzeciwia, a potem dlatego, że kubek w kubek jesteś podobny do pewnego złoczyńcy, który z więzienia w Paryżu uciekł. Opisanie jego osoby wszystkim stacyom żandarmeryjnym w całej Francy i udzielone zostało. Otóż być może, że jesteś wcale porządnym człowiekiem, lecz nie my winni temu, żeś do owego człowieka podobny.
— Mój panie! — wyjąkał Vaubaron — ja nie jestem żadnym zbrodniarzem, przysięgam na to.
— Łatwo tego dowiedziesz stanąwszy przed sędzią. Jest to człowiek bardzo światły i nie będzie potrzebywał dużo czasu, aby rzecz wyjaśnić. Co się zaś mnie tyczy, to znam moją służbę, więc naprzód bo nie mamy czasu do stracenia.
Vaubaron miał się za zgubionego i ani się opierał, ani prosił, bo uważał jedno i drugie za rzecz wcale nieużyteczną.
Nie wymówił dalej ani słowa więcej, lecz szedł zwolna z głową na piersi pochyloną i twarzą zalaną, łzami, które z ócz jego ściekały. Tak w towarzystwie żandarmów wszedł do Brest.
Tak urzędnicy sądowi jak i policya paryska