Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czekały na wiatr i przypływ, co je bądź do portu prowadzi bądź pomaga do wydostania się z przystani na pełne morze. W przodzie, w pierwszym rzędzie wznosił się między granitowemi ścianami skał prawdziwy las masztów podobny gęstemu drzewostanowi jodeł na stokach Alp i Pirenejów.
Tu było miasto, miejsce pobytu skazanych galerników.
Zbieg zaledwie zwrócił uwagę na to wzniosłe widowisko. Spojrzenia jego tak jak i myśli błąkały się po wioskach w okolicy miasta tu i ówdzie widocznych, bo chciał odgadnąć, któraby z nich nosiła nazwisko Tan.
W tem nadszedł samotną drogą jakiś wieśniak, którego głowa przystrojona była w bretański kapelusz o szerokich kresach. Wieśniak wiódł małą, chudą krówkę dwoma workami objuczoną, Vanbaron zatrzymał wieśniaka i począł go pytać. Nie mógł otrzymać żadnej odpowiedzi, a to z tej prostej przyczyny, ponieważ poczciwiec mówił starym armoryckim językiem a po francusku wcale nie rozumiał.
Bohatyr nasz począł spoglądać po porządku na wioski w okolicy widoczne, powtarzając nazwisko przez jasnowidzącą podane. Wieśniak robił wielkie oczy i ciągle dawał znaki, że nie rozumie. Vaubaron zwątpił, ażali będzie się mógł odeń co dowiedzieć i właśnie zabierał się do odwrotu, aby się dostać do Brest, gdzie bez wątpienia mógł się lepiej poinformować, gdy nagle osłupiał ze strachu i przerażenia.