Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pienia, ściągnął brwi i zmarszył czoło jak rozgniewany bożek gromów i zwrócił ku przybyłemu gniewne oblicze i groźne oczy. Rodille przyjął to zachowanie się doktora, które wedle jego wyobrażenia wcale nie było na miejscu z jak największą obojętnością i dał rozkazującym gestem do poznania, że jest życzeniem, aby się doktor doń przybliżył.
Fryderyk Horner był temu bezwiednie posłuszny i zbliżył się chwiejnym, niepewnym krokiem do wspólnika przy drzwiach stojącego.
— Czego pan tu chcesz? — zapytał cichym głosem.
— Chcę nas obydwu wydobyć z łapki — odpowiedział Rodille tym samym zimnym głosem.
— Czy nam zagraża jakie niebezpieczeństwo?
Rodille wskazał ręką na przedpokój, gdzie czekali goście i rzekł jak mógł najciszej:
— Ojciec tego dziecka tam się znajduje.
Magnetyzer zadrżał i aż pozieleniał ze strachu.
— Co, jest tam Jan Vaubaron? — zapytał drżącym głosem.
— Tak jest.
— Jakżeż go się pozbędziemy?
— Wcale nie należy go się pozbywać.
— Cóż zatem uczynić wypada?
— Zaraz to panu powiem. Za chwilę wyjdę ztąd. Jeźli konzultacya, którą zajęty jesteś, już się ukończy, to nie wywołuj żadnego numeru pierwej, zanim się ze mną nie porozumiesz. Jeźli tak postąpisz, to wszystko biorę na siebie.
Fryderyk Horner skinął głową na znak, że się