Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

indziej... tak mi przynajmniej powiedzieli...
Werner wzruszył ramionami i mruknął:
— Bydlaki!... Ciekawym skądby wydobyli drugiego nabywcę tak sumiennego, tak na wszystko przystającego, tak pewnego, jak ten najgodniejszy ojciec Legrip?!...
— Zapewne... zapewne... Richard głową potrząsł. Ot głupcy, nie zastanowili się nad tem dostatecznie!
— Kiedy się z nimi zobaczysz?
— Za dwie godziny... Wiedząc że pana tu zastanę, zamówiłem ich do szyneczku pod Złotym Kłosem... Tam mają na mnie czekać...
— Wszyscy trzej?
— Tak jest...
— A więc... powiesz im, żeby punkt o dziesiątej zgłosili się do domu przy ulicy Neuilly... Ojciec Legrip ich przyjmie...
— Wszystkich trzech razem?
— Nie! Ojciec Legrip nie wpuszcza nigdy tylko po jednemu... ja mu to poradziłem...
— Na prawdę! mądra rada! bardzo mądra!...
— Ci chłopcy poczciwi mogą ciągnąć węzełki jeżeli chcą, który ma wejść pierwszy...
— Tak najlepiej... Jeden wejdzie, a tamci mogą tymczasem ćmić fajeczki i rachować gwiazdy na niebie, żeby im się nie nudziło... Nic mi nie powiesz więcej panie Werner? nie masz dziś dla mnie żadnego polecenia?...
— Chwilowo... żadnego...
— Skoro tak, idę zatem na moje rendez-vous... Sługa pański...