Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niezmiernie bogatym, a przynajmniej na najlepszej drodze do zrobienia wielkiego majątku.
Marta nie ze wszystkiem podzielała olśnienie i oszołomienie swojego męża; nie żeby go uważała za człowieka ograniczonego, lub wątpiła o jego świetnej przyszłości: posiadała jednak ów prosty rozsądek, który patrzy na wszystko trzeźwo i praktycznie. Każdy wynalazca jest po trochę poetą. Tu role były zamieniane. Jan w małżeństwie przedstawiał poezyę, Marta zaś była prozą uosobistnioną.
— Popłaćmy najprzód długi — błagała męża. — Spokój zupełny, to połowa szczęścia.
— Ależ, dziecię drogie! — wołał mechanik z zapałem — cóż ty mówisz o spokoju! Czyż nie uważasz, że dążymy wielkiemi krokami ku sławie i ku bogactwu? Wybijam się! wypływam na wierzch! Wkrótce imię moje stanie się głośne. Mam-że dla kilku franków zatrzymać się w drodze? Na prawdę! toby było szczytem szaleństwa!...
— Cóż więc zamyślasz?
— Zatrzymać te pieniądze i robić dalej, co dotąd robiłem... pracować... badać... i zdobyć dla siebie sławę, a dla ciebie i Blanki wielki majątek!...
Marta ciężko westchnęła i... umilkła.
Vaubaron nie zawahał się niestety! i poszedł torem najniebezpieczniejszym. Oddał się duszą całą wynalazkom: pracował odtąd tylko u siebie, i łudził się, że płynie z rozpiętemi żaglami ku spełnieniu wszystkich swoich marzeń.
Żyd tandeciarz dostał tyle zaledwie na dług, żeby siedział cicho przez kilka miesięcy.