Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Toś się pan grubo przeliczył!...
Jan rzucił się jakby pod silnem uderzeniem.
— Jakto, panie pryncypale?!... Nie będziesz łaskaw mnie poratować bodaj sumką najmniejszą?...
— Ani mi się śni!
— To jednak, o co błagam, otrzymywał nie raz i nie dwa każdy z moich kolegów w warsztacie...
— Szczera prawda... dziś atoli nie myślę przyczyniać się i zachęcać niejako przez rodzaj wspólnictwa, do czynu, który uważam za istne szaleństwo!... Nie jestem zresztą na tyle bogatym, żeby dawać moje pieniądze na przepadłe!
— Na przepadłe?! — powtórzył Jan z oburzeniem niesłychanem. — Pan nie masz prawa w ten sposób do mnie przemawiać!... Wiesz pan żem dobry robotnik i człowiek najuczciwszy!...
— Wiem o tem wszystkiem doskonale, ale wiem i to, że skoro się ożenisz, będziesz wystawiony co dzień i co godzina na coraz nowe potrzeby i kłopoty, na które nie wystarczy twój zarobek, choćbyś dzień i noc pracował... Jakże byś mógł w podobnem położeniu, jeżeli nigdy jeden grosz drugiego nie dogoni, odrobić moje pieniądze?
Jan był dumny i ambitny. Mimo, iż dotąd zajmował tak podrzędne stanowisko, znał się na wszelkich odcieniach obejścia delikatnego.
Uczuł się więc dotkniętym do żywego szorstką odpowiedzią pryncypała i nie myślał dłużej nalegać.
— Chciej mi pan wierzyć — rzekł ze sztywnością mimowolną i może trochę za ostro — że pierwszy żałuję niesłychanie kroku, którego następstw niemi-