Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Właściciel spojrzał na Jana osłupiały, prawie rozjuszony. Czytało się w jego oczach, że patrzy na niego, jak na skończonego waryata.
— Ani grosza?!... i ty ją chcesz poślubić?... — wybuchnął gwałtownie.
— Tak panie...
— Ale dla czegóż? dla czego, pytam?!...
— Bo ją kocham...
— To nie jest żaden powód!...
— O! jest panie, i nawet powód najsłuszniejszy!...
— Zastanów się tylko, pomyśl nad tem, mój młody przyjacielu! — właściciel wpadł w ton łagodnej, ojcowskiej niemal perswazyi — Kamień młyński, wiążesz sobie do szyi!... chcesz się unieszczęśliwić na resztę życia!...
Młodzieniec potrząsł głową energicznie:
— Spodziewam się wręcz przeciwnie, że moja żona szczęście mi zapewni...
— Nic dotąd nie złożyłeś... Twoja żona posiada drugie tyle!... Na prawdę... łączą się... głód z pragnieniem!
— Mam dwie ręce... moją zdatność i odwagę... Z tem nie zna się ni głodu, ni pragnienia...
— Dzieci zaczną się sypać...
— Będą nam najpożądańsze!...
— Z niemi wejdzie pod wasz dach nędza...
— Biorę na siebie przepędzić ją na cztery wiatry!... Zresztą... będzie co Bóg da!...
— Więc to już nieodwołalne?...
— Rzecz naturalna!... Wyszły nasze zapowiedzi... za dwa tygodnie ślub.