Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I cóż? — spytał Stróżową, która drzwi odchylała cichutko
— Ma się nie źle, odpowiedziała poczciwa kobieta. — W tej chwili spi smacznie... Mówmy cicho żeby jej nie obudzić... Dużo rozmawiałyśmy obie w nocy... Biedna panusia, przyznała mi się, że chciała sobie śmierć zrobić z wielkiego żalu, że tak sama jak palec, a także i dla tego, bo wie jak to na tym świecie trudno dziewczynie młodej a uczciwej zapracować na chleba kawałek... choćby jej ręce z pracy poodpadały... Perswadowałam jak mogłam że nie trzeba nigdy tak bardzo sobie do głowy przypuszczać, że kogo pan Bóg stworzy, tego nie umorzy i zczęsta znajdzie się na swojej drodze przyjaciół, gdy się najmniej na nich liczy... Konic końców, wspomniałam i o panu... Wie iż panu tylko życie zawdzięcza...
Marta obudziła się tymczasem i usłyszała słowa ostatnie.
— Tak jest panie, wiem o tem — przemówiła głosem drżącym z osłabienia — lękam się jednak czyś mnie pan nie obdarował życiem na moją większą tylko niedolę i troski... Nie mniej atoli dziękuję panu z głębi serca, bo pojmuje jak wielki grzech z rozpaczy popełniłam, rozporządzając samowolnie tem co nie było moją własnością. Teraz to rozumiem doskonale, skoro minęła szalona ekscytacya, która mnie do tej zbrodni popchnęła. Odtąd nie braknie mi odwagi do walki z losem. Będę szła dalej i dalej po drodze życia ciernistej, póki mi sił stanie, i będę cierpliwie czekała bez skargi i wy-