Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jan chciał natychmiast wpaść do izdebki ale odurzony, musiał do progu wstecz się cofnąć...

VIII.

Mimo całego zapału i chęci poświęcenia siebie, byle Martę uratować, młody człowiek został odepchnięty falą zabijającą gazu węglowego, który napełnił korytarz, skoro drzwi zwalił do środka. Odetchnąć tem powietrzem zatrutem, groziłoby śmiercią prawie pewną... Mimowoli zatem Jan się zatrzymał...
Jeden rzut oka wystarczył zresztą aby rozwiązać straszną zagadkę. Stos węgli dogasał w żelaznej fajerce, oświetlając ponuro nędzną izdebkę płomykami niebieskawemi, które migotały po nad żarem.
Okienko jedyne, było starannie zamknięte. Młoda dzieweczka tak była przezorną, że nawet brzegami okleiła je szarym papierem, żeby przez szpary nie ulotniła się cześć gazu.
Potem rzuciła się na łóżko, w stroju kirowym, z rękami na piersiach złożonemi, z wzrokiem w górę wzniesionym, do nieba, gdzie się chciała z matką połączyć. I tak na śmierć czekała.
Śmierć posłuszna byłaby ją niebawem zabrała, gdyby jęki głuche zaczynającej się agonii, nie były Jana uderzyły. Już Marta znaku życia nie dawała. Usta były nieme i sine; oczy stały w słup; serce bić przestało.
Krótka chwila wystarczyła, aby część przynajmniej gazu trującego rozeszła się po korytarzu,