Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do dziurki w zamku, słyszał li uderzenia gwałtowne serca własnego.
Miał już wrócić do siebie, gdy w tem odezwał się ten sam jęk, czy charczenie bolesne i przerażające.
Teraz nie wątpił dłużej... To nie było ani łkanie, ani skarga bolesna, ani modlitwa błagalna duszy uciśnionej, co go uderzyło.... Tylko agonja tak się odzywa!
Jan, jak wiemy, był silny i pełen energii, tak fizycznie jak i moralnie. A jednak osłabł na razie, o mało nie zemdlał i nie padł na wznak od strasznego wrażenia, gdy miał jakby objawienie, prawie dowód namacalny, że o kilka kroków od niego, Marta Bernard kona!
To zresztą obezwładnienie sił duszy, jak i ciała, trwało zaledwie kilka sekund.
Młodzieniec oprzytomniał, wyprostował się pełen energi i woli niezłomnej do działania:
— Uratuję... na Boga się klnę!... muszę ją li ratować!
I nie zastanawiając się ani chwili, jak jego czyn byłby niestosownym w razie pomyłki, nie wołając nikogo na pomoc, i nie robiąc na razie hałasu, cofnął się o kilka kroków, a potem puścił się pędem i o drzwi uderzył z całej siły.
Drzwi na pół zmurszałe, nie wytrzymały ataku.
Od pierwszego razu deski zatrzeszczały, zamek pękł, zawiasy się oderwały, i drzwi zwaliły się do środka.