Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

podwójnej katastrofy, którąśmy wyżej opisali:
— Mój kotku! co też się stanie z tym biednym bobakiem, który urodził się, niemając ni ojca, ni matki?
— Cóż ma z nim być?... Zaniosą go, rzecz naturalna, do domu podrzutków.
— Przykro mi o tem pomyśleć... matka była taka uczciwa... gdybyś tak pozwolił?...
— No, kończże, kończ!...
— Zastąpilibyśmy mu zmarłych rodziców... Wzięlibyśmy sierotę do siebie... wychowując najstaranniej...
— Co ci też kobieto świta po głowie?!... Czyśmy to tacy bogacze, czy co?
— Eh! taka dziecina nie zje przecież wołu... Gdzie jest dla dwojga, znajdzie się i dla trzeciego. Przywiązałbyś się do dzieciaka, i nauczył go twojego rzemiosła...
— Starość, nie radość... Może wkrótce będę zmuszony warsztat porzucić...
— Właśnie też!... Gdy nie będziesz miał zatrudnienia i roboty, będzie ci się nudziło. Dziecko wtedy stanie ci się rozrywką. Będzie to zresztą uczynek miłosierny, i ręczę, że tego nie pożałujesz. Dałabym sobie za to głowę uciąć!
— Ha! skoro taką masz wielką ochotę na tego chłopaka, niech się stanie według twej woli... Pójdę zaraz, i każę sobie oddać dziecko na wychowanie.
I rzeczywiście Simon poszedł do komisarza od policyi, i podpisał deklaracyę, że dziecko bierze na swoją opiekę.