Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

człowiekiem, i tak solennie zaręczając, że wkrótce będą we wszystko opływali, mówił to tylko w co sam święcie wierzył.
Jak ogół graczy, ufał swojej dobrej gwieździe, liczył na zyski bajeczne, na wygrane ułudne. Gra, upaja niemal jak Hatchich indyjski, swoich zwolenników, a raczej swoje ofiary, i każe im patrzeć w przyszłość, przez pryzmat olśniewający a zwodniczy.
Ostatni luidor, ostatni talar Vaubaron’a o którym piszemy; wszystko stopniało, na zielonych stolikach domów gry.
Gdy nędznik przekonał się, iż ani grosz mu nie został w kieszeni, że wyschło wszelkie źródło dochodów, a i kredyt wyczerpał się najzupełniej, że odtąd byłby zmuszony pracować lub kraść, aby wyżywić siebie i żonę, w głowie mu się pomieszało.
Wiedział dobrze, że pracować nie potrafi.
Myśl o kradzieży go przerażała.
Ta natura słaba i znikczemniała, mogła dojść do nałogu i nurzać się w kale rozpusty, nie psiadała jednak dość energii aby bodaj zbrodnię popełnić.
Koniec końców, uważając położenie, w którem znalazł się samochcąc, za rozpaczliwe i bez wyjścia, obywatel Vaubaron popełnił ostatnie tchórzostwo najpodlejsze, i kulę sobie w mózg wpakował.
Samolub nikczemny, myślał li o sobie, nie troszcząc się wcale o żonę, i o los dziecięcia, które lada dzień, miało wyjrzeć na świat boży.
W chwili, kiedy wnoszono na marach, do po-