Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rozpacz ukrył na dnie serca, twarz zmusił do zupełnego spokoju, sercu nakazał, żeby zaczęło bić jak zazwyczaj, i wrócił do pokoju sypialnego.
— Mój drogi — Marta spytała — o czemże tak długo rozmawiałeś z doktorem?
— Oh! o wszystkiem i o niczem... Wiesz jaki z poczciwca gaduła!... Zresztą doktor odszedł już dawno... Szukałem nadaremnie w mojej tece planu na nową maszynę... a jest mi tak niezbędnie potrzebne!
To tłumaczenie, zaspokoiło najzupełniej ciekawość młodej kobiety.
Wzrok jej padł przypadkiem na papier, który mąż trzymał w ręce.
— Co to takiego? — spytała powtórnie.
Drgnął nerwowo... zapomniał o papierze najzupełniej.
— To? — rozłożył szybko zmięty świstek — rachunek doktora.
— Podał ci rachunek... tak prędko?
— No tak... widzisz przecie...
— Ile też wynosi?
Popatrzył na ilość zesumowaną!
— Sto sześćdziesiąt franków — bąknął.
Twarz Marty wyrażała bolesne zadziwienie.
— Ależ to dla nas suma olbrzymia! — zawołała żałośnie. — Tyle pieniędzy wyrzucić, li za wizyty lekarskie! Ah! mój najdroższy, ile cię moja słabość kosztuje! Skąd ty weźmiesz taką sumę? Przyjdzie ci to z wielką trudnością.
Jan machnął ręką lekceważąco.