Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mechanik przycisnął pierś dłonią. Ból straszny przeszył mu serce.
— Pańska żona doszła do kresu ostatniego suchot płucnych. Sztuka lekarska zmuszoną jest, przyznać się do zupełnej nieudolności w obec tej strasznej choroby... Cud chyba, mógłby uratować panią Vaubaron.
W tej chwili nieszczęśliwy Jan, widząc gasnący ostatni promyk nadziei, był przerażający. Na pozór spokojny, oddychał ciężko, oczy krwią mu nabiegły, żyły na czole naprężyły się jakby pęknąć miały. Spytał tym samym głosem grobowym:
— Wszystko zatem skończone... ona umrzeć musi?
— Musi niestety! — lekarz odpowiedział.
— Kiedy?
— I tego nie będę przed panem taił, że według wszelkiego prawdopodobieństwa, koniec bardzo bliski... Zaledwie dni kilka jej zostaje, a i ten termin może skrócić, lada wydarzenie nieprzewidziane, wzruszenie gwałtowniejsze... Moje zatem wizyty stają się zbytecznemi... Byłbym odpowiedzialny w obec własnego sumienia, gdybym nie przestał bywać u państwa... W takim razie...
Urwał, wyjął z zanadrza spory pulares skórzanny, otworzył go, poszukał i podał Janowi świstek papieru wąski, zapisany od góry do dołu.
— Oto spis moich wizyt najdokładniejszy... przygotowałem go, przewidując, że wkrótce nie będę państwu potrzebny... Ośmdziesiąt wizyt, po dwa franki, wynosi sto sześćdziesiąt franków... Robię pana uważnym, iż liczę jak można najtaniej z powodu, iż pan należysz do tak wysoko przezemnie