Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drzwi się otworzyły i adwokat jawił się w kaźni.
Vaubaron zerwał się z łóżka, na którem spoczywał i pospieszył do gościa, lecz nagle się wstrzymał i począł drżeć. — Mimo zmroku, jaki kazamatę zalegał, spostrzegł zasępione oblicze młodego człowieka, który widocznie był wzruszony i nie śmiał oczu podnieść. — Vaubaronowi wydało się tak, jak gdyby go żelazna ręka za gardło chwyciła.
— Pan Bóg nie ma dla mnie miłosierdzia — rzekł w końcu — pan przynosisz dla mnie smutną wiadomość.
Adwokat tylko kiwnął głową.
— Zapewnie żona woła mnie, woła mnie walcząc ze śmiercią, a ja jestem więziony!
Prawnik milczał jeszcze ciągle.
Oczy mechanika wystąpiły na wierzch, twarz jego przybrała jakiś straszliwy wyraz a drżące jego usta z trudnością wymówiły zaledwie dosłyszalne słowa:
— Może już umarła! Moja Marta już umarła!
Adwokat zbliżył się do nieszczęśliwego a ująwszy jego zimne ręce rzekł nieopisanie łagodnym głosem:
— Odwagi mój przyjacielu, na miłość Boską!
— Umarła! — powtórzył Vaubaron nie słysząc ani słowa — straciłem ją na zawsze i nigdy już widzieć nie będę mojej Marty, mojej towarzyszki życia i pocieszycielki, a ja ci nie oddałem ostatniego pocałunku, niezamknąłem rękoma ócz twoich! O Boże już jej widzieć nie będę na wieki!
Nie płakał teraz, oczy pozostały suchemi, pierś nie miała tchu a na obliczu pojawiła się bezgraniczna rozpacz.
Gość milczał, bo i cóż mógłby powiedzieć. Wobec tak wielkiego cierpienia, cóż pomogą wszystkie słowa pociechy?