Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nagle Vaubaron wstrząsł się cały jak trup zgalwanizowany, podniósł głowę a pałające oczy zwrócił na adwokata i rzekł grobowym głosem:
— Zapomniałem o Blance cóż z nią się stało?
Młody człowiek chciał odpowiedzieć, lecz nie mógł.
— Mów pan, mówże pan przecież! — wołał mechanik — oczekuję najgorszego! Nie prawda, że także moja Blanka umarła.
Drżąc przemówił adwokat:
— Nie, nie umarła... przynajmniej nie ma powodu, aby to przypuścić... lecz niech pan tylko nie rozpacza... mała z pomieszkania zginęła bez śladu.
— Co zginęła? — krzyknął nieszczęśliwy ojciec, łamiąc ręce, rwąc włosy i uderzając rękami skutemi o głowę, tak że krew z nich pociekła. — Wolałbym, aby w grobie spoczęła, niż się ma tułać po Paryżu moje ukochane dziecię żebrząc o kawałek chleba. O! to okropnie! A potem przyszłość! Cóż się z nią stanie! Boże! To jest za wiele. Nie zniosę tego! Proszę przebacz mi lecz już inaczej nie mogę! Marto! Czekaj na mnie przychodzę do ciebie i umieram niewinny.
Krzycząc tak w rozpaczy wydarł się olbrzymią siłą z rąk adwokata, który go usiłował powstrzymać, pobiegł i uderzył z całą siłą głową o przeciwległy mur.
Dał się słyszeć głuchy, straszliwy łoskot, krew bryzgnęła z rostrzaskanej czaszki i Vaubaron runął trupem na ziemi. Nieszczęsny!

Koniec tomu pierwszego.