Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


XXXXI.

Adwokat pomyślał chwilkę a potem rzekł:
— To, czego pan żądasz, chętnie uczynię i odwidzę pańską żonę i dziecię.
— Dziękuję panu. Pan jesteś tak dobry! Gdy wszedłeś do mego więzienia, poczułem zaraz, że mi się pociecha zbliżyła. Nie prawda, że pan tam zaraz pójdzie?
— Zaraz nie, lecz dopiero za godzinę, gdy ztąd wyjdę.
— Na cóż ta niepotrzebna zwłoka. O! gdybyś pan wiedział, jak ja cierpię, jak strasznie się obawiam z powodu mej rodziny.
— To nie powinno pana pozbawiać ani męstwa, ani cierpliwości. Chcę naprzód z panem pomówić, a potem pójdę. Pańska żona zada mi niezawodnie niejedno pytanie, na które nie mógłbym dać odpowiedzi. Tylko w tym razie mógłbym jej robić nadzieję i pocieszać ją, gdybyś mi pan sam dał prawo do tego.
— Masz pan słuszność — odpowiedział Vaubaron — i zgadzam się na pańską wolę. Słuchaj mnie pan teraz a może nie jedną rzecz lepiej zrozumiesz, niż ja sam, i potrafisz rozprószyć ciemności mego nieszczęścia.
Rzekłszy to, począł Vaubaron opowiadać co już dawno wiemy.
Adwokat słuchał z jak największą uwagą i nie wiele przerywał, lecz idąc za tokiem opowiadanego zdarzenia poważniał coraz bardziej, a gdy Vaubaron skończył, na twarzy prawnika był jawny wyraz straconej odwagi i niezadowolenia.
Vaubaron miał się za zgubionego.
— Mów pan! — krzyknął wreszcie z siłą rozpaczy — nie prawda, że mnie pan masz za winnego i że mi się nie udało pana inaczej przekonać?