Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jego cierpienia i mógł mieć nadzieję oczyścić się z tego kału zbrodni, jakim go obrzucano.
— Niechże będzie niebo błogosławione, które cię zseła zbawco!
W tej chwili uniesienia Vaubaron wyciągnął ręce, aby ująć prawnika i uściskać, lecz jeszcze teraz nowy kolec wpiął się w koronę jego cierpień.
Adwokat cofnął się, aby uniknąć zetknięcia i wyraz odrazy wystąpił na jego oblicze. Zawstydzony Vaubaron opuścił głowę i zapłakał.
— Pan się mnie boisz — rzekł potem drżącym głosem — więc także pan myślisz, że ręce moje krwią zbroczone.
— Mylisz się pan — rzekł spiesznie adwokat — nie wyrobiłem sobie co do pana jeszcze żadnego zdania i zapewniam pana raz jeszcze, że najbardziej sobie życzę, abym mógł dowieść jego niewinności. Jeźli z panem pomówię i będzie rzeczą możliwą uwierzyć w pańską niewinność, to będę pierwszym, który panu rękę poda i przyjaźń zawrze.
— Wątpisz pan przecież zawsze, jednakowoż dzięki i za to. Lepsze to, niż gdybyś o mojej winie był przekonany.
— Zaufaj mi pan zupełnie i powiedz wszystko jak na spowiedzi, będę pana słuchał z uwagą.
— Ufam panu we wszystkiem, lecz zanim pan rozpocznie, ulituj się nademną i zdejm ze mnie ciężar, który mnie gniecie i do rozpaczy prowadzi. Czy zechcesz pan to uczynić? Czy zechcesz?
— Dlaczegożby nie, czegóż pan żąda? — Od dziesięciu dni jestem w więzieniu i nie mam stosunków ze światem. Wydarto mnie umierającej żonie i sześcioletniej córeczce, także słabowitej. Czy raczysz pan pójść do mego pomieszkania i przekonać się, ażali są jeszcze przy życiu?