Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A jej co brakuje?
— Niby ma gorączkę, tak mi się zdaje przynajmniej... Skarży się na wielki ciężar w główce i ciągłe pieczenie pod piersiami.
— Zobaczymy... zobaczymy...
— Chciej ją wybadać, doktorze, ale nieznacznie, jakbyś jej za chorą nie uważał... Moja biedna Marta nie powinna się domyślać, że nasze dziecię cierpi... W stanie, w jakim sama się znajduje, najlżejsze podejrzenie co do tego, jestem prawie pewny, mogłoby ją zabić od razu...
— Bądź pan zupełnie spokojny, i spuść się z tem na mnie.
Weszli obydwaj do pokoju sypjalnego, a lekarz przystąpił do łóżka:
— Ejże! kochana moja pani — pogroził jej palcem figlarnie — o czem że to ja się od jej męża dowiaduję? Zachciało się pani udawać silną, waleczną, bez mojego pozwolenia, i zaraz za nieposłuszeństwo, zostałaś ukaraną.
— Myślałam, żem silniejsza... szepnęła zmieszana.
— A nie jesteś nią jeszcze... no!... rzecz całkiem naturalna... Odzyskamy siły... tylko trochę później... Nie można się zrywać nagle, droga pani, bo tem przydłużysz jeszcze rekonwalescencyą...
— Panie doktorze! — odezwała się Marta pokornie — obiecuję być bardzo cierpliwą i bardzo ostrożną... ale pan mnie wyleczysz nieprawdaż?
— To dobre!... a któżby o tem wątpił?
— Jesteś pan pewny, że mi nie grozi żadne niebezpieczeństwo?