Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Udał, że nie słyszy zapytania, i wyszedł z pokoju drzwi otworzyć.

IV.

Był to lekarz rzeczywiście, lat pięćdziesięciu, wysoki, chudy, istna tyka, w tradycjonalnych złotych okularach na nosie długim jak pałasz, w czarnym po kolana surducie, w białej, mocno krochmalnej krawacie.
Używał on pewnej sławy na przedmieściu, która jednak nie rozszerzała się zbyt daleko, i nie zaliczała go, między Geniuszów sztuki lekarskiej.
Nie był to zły człowiek, i nie był nadto chciwym. Przywiązywał się jednak i lubił odbierać punktualnie pieniądze, należące mu się za wizyty.
Wszedł dobrodusznie uśmiechnięty.
— Dzień dobry, kochany panie Vaubaron!... co tam dziś słychać z naszą pacyentką?
— Bardzo osłabiona, panie doktorze... jestem wielce zaniepokojony... Przed chwilą wstać próbowała...
— Nierozwaga nie do przebaczenia!
— To też, po pierwszej próbie, omdlała.
— Wcale mnie to nie dziwi... wsypię porządną burę mojej ślicznej pacyentce, za podobną nieostrożność!...
Brał już za klamkę od drzwi do pokoju sypjalnego, ale Jan przytrzymał go za ramię:
— Panie doktorze! — zniżył głos.
— Cóż takiego?
— I moja córeczka trochę mnie niepokoi...