Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to dłutko znajdywało się z rzeźbionemi literami, na które pan uwagę zwróciłeś!
— Mój Boże — odpowiedział Laridon — chętnie bym to uczynił, co pan żądasz, bo to każdemu jest przykro widzieć sąsiada w złem położeniu. Nie miałem nigdy przyczyny do żalenia się na pana i jakkolwiek znam pana tylko z daleka, przecież współczuję dla niego, jednakowoż nie mogę zadość uczynić jego żądaniu, bo miejsce, gdzie się obecnie znajduję, zanadto cenię, niż abym się mógł dopuścić bodaj najmniejszego kłamstwa.
Vaubarona porwała wściekłość, w głowie mu szumiało, bo znalazł się w położeniu, w którem najpoczciwszy nawet człowiek popełniłby zabójstwo, gdyby mu broń podano.
— To niegodziwość! krzyczał zwróciwszy się z groźną miną ku tandeciarzowi — człowiek ten wie bardzo dobrze, bo nie mógł zapomnieć. Musi on należeć do moich nieprzyjaciół i chce mnie zgubić, lecz dla czego, tego nie wiem. Milczenie jego świadczy, że tego chce, a to jest tyle, co skrytobójstwo. Dokonaj twego niecnego dzieła i przysięgnij, żem kłamał, lecz pamiętaj, że cię kara nie minie. Przeklinam cię i Bóg cię potępi!
Laridon nigdy się nie troszczył wiele panem Bogiem, ale tem więcej leżała mu na sercu policya i sąd, mimo tego atoli zbladł po tak ostrem przemówieniu mechanika.
— Mój panie! — rzekł sędzia surowo — nie śmiesz obrażać żadnego świadka, a tem mniej wolno ci grozić. Takie postępowanie może tylko pogorszyć